poniedziałek, 29 grudnia 2014

Szuba cd. - część druga

Podszewka do szuby właśnie się zszywa, w związku z czym chciałem pochwalić się zdjęciami samej szuby. Od środka. Nie bez powodu pokazuje ją na lewej stronie - w ten sposób widać wszystkie wykończenia szwów nośnych. Każdy z nich został rozpłaszczony, a następnie podszyty na okrętkę. Dopiero do tak wykończonego ubrania wszywać będę podszewkę. Może wrzucenie tutaj jej zdjęć sprawie że szybciej się za nią zabiorę po długiej przerwie :).

niedziela, 28 grudnia 2014

Rekonstrukcja - próba definicji.

Przerwa zimowa jest tym pięknym momentem w roku kiedy mając sporo czasu można na spokojnie usiąść i zastanowić się. Od pewnego czasu, jako jeden z adminów grupy Targowisko na FB, coraz poważniej myślę o konieczności, chociażby na własny użytek, zdefiniowaniu sobie terminu rekonstrukcji historycznej/reenactementu. Istnieje wiele definicji, używanych przez sporo osób, jednakże - czemu nie - wolę stworzyć własną, z której już i tak od dawna korzystam. Przy okazji warto by się przyjrzeć temu jakie odstępstwa (i dlaczego) są możliwe, a jakie nie (czy raczej jakie są akceptowalne, a jakie nie).

piątek, 15 sierpnia 2014

Tunik z Moselund - część II

Od dawna nic nie wrzucałem, więc postanowiłem pochwalić się rekonstrukcją tuniki z Moselund, którą już jakiś czas temu skończyłem. Tunika prezentuje się tak:


Tunika została uszyta dokładnie tak jak opisywałem to w poprzednim poście, z tą tylko różnicą iż rękawy są proste, a nie zwężane, ani nie są też dopasowane w widoczny na rekonstrukcji rysunkowej zabytku. Wynikało to z chęci stosowania tej obszernej tuniki jako lekkiego surcotu/tuniki wierzchniej.

Jednakże z uwagi na fakt iż jednak nici z rekonstrukcji XIII wieku (brak czasu i inne nakładające się sprawy) tunika jest do kupienia - chętnych zapraszam do kontaktu :). Podobny los spotka chyba większość moich rekonstrukcji, z wyjątkiem tych datowanych na XVI wiek. W najbliższym czasie pochwale się postępami w obszywaniu się na to datowanie.


niedziela, 1 czerwca 2014

Fonica CDF-003R - podsumowanie.

Po mniejszych i większych bojach udało mi się złożyć cały odtwarzacz (co pokazywałem kilka dni temu) i zgrać ponownie przebiegi testowe i inne parametry pracy układu (co pokażę właśnie teraz). Jak można łatwo sprawdzić tutaj dokonałem dosyć kompleksowego badania parametrów dyskofonu w wersji oryginalnej. Teraz, dla porównania, zmierzyłem te same rzeczy dla dyskofonu po moich przeróbkach. Jak wygląda to teraz:

wtorek, 27 maja 2014

Fonica CDF-003R - część VI: Tor analogowy - realizacja

Chyba dobiłem do pewnego etapu pracy nad tym dyskofonem który mogę nazwać (mam nadzieję tymczasowym) końcem/ Fonica została złożona (z wyjątkiem górnej pokrywy która 'się lakieruje') i prezentuje się aktualnie następująco:


sobota, 24 maja 2014

Fonica CDF-003R - część V: Tor analogowy - projekt

Ostatnią modyfikacją dyskofonu nad którym pracuje jest budowa zupełnie nowego toru analogowego (tj. od wyjścia z przetwornika DAC do złącz RCA). Założeniem podstawowym było maksymalne uproszczenie układu i minimalizm. Jako zasadniczy projekt wziąłem na warsztat schemat filtra zaczerpnięty z karty katalogowej DACa. Jest to prosty, aktywny filtr dolnoprzepustowy II rzędu o fc = 30 kHz:


wtorek, 20 maja 2014

Futrzasta torba z koziołka

W przerwach od elektroniki zająłem się odrobinę kaletnictwem i wykonałem torbę z koziołka. Jest to zwykła torba na ramię wykonana z koźlej skóry z włosiem. Torba tego typu pasuje na szerokie datowanie, a materiał z której ją wykonano nadaje jej bardzo pożądane właściwości, takie jak odporność  np. na wodę. Włochate torby tego typu przewijają się w ikonografii w jednym z interesujących mnie okresów, to jest na przełomie XV i XVI wieku. Przykłady chociażby tutaj:
Za http://www.diu-minnezit.de/realie_details.php?rid=252&lid=0&tid=4
Moją torbę wykonałem z koźlej skóry z futrem, wyprawionej na miękko. Boki zostały zszyte klasycznym szwem na dwie igły. Pasek na ramie wykonany został z grubego lnu w splocie płóciennym, zszytego na pół - dla wzmocnienia i dla schowania krawędzi tkaniny. Len został wykorzystany gdyż nie chciało mi się kupować skórzanego paska oraz stosownej klamry. Zaprezentowane rozwiązanie jest równie funkcjonalne, a na pewno prostsze do wykonania. Zapięcie torby zostało wykonane z dwóch wełnianych troczków wyposażonych w mosiężne skuwki. Troczki zostały przewleczone przez przednią ściankę torby i klapę. Po związaniu mocno trzymają ją na miejscu.



Torba jest wygodna do noszenia i niezwykle pojemna. Na pewno zmieści się w niej cały dobytek rekonstruowanego przeze mnie żołnierza - przybory do jedzenia, paternoster i osprzęt do broni. Najpewniej zmieści się tam nawet o wiele więcej, ale póki co o wiele więcej nie posiadam ;-).

Fonica CDF-003R - część IV: Retrospektywa

Dzisiaj trochę historii i retrospektywa Jacka, posiadacza dyskofonu Fonica i spiritus movens całego procesu tuningu. Mam nadzieję że te kilka słów wyjaśni dlaczego akurat Fonica trafiła na mój warsztat.

Jako nastolatek nie miałem zbyt pokaźnej kolekcji płyt winylowych. Pod koniec lat 80-tych w moim pokoju na Rubinkowie półki uginały się raczej od kaset magnetofonowych. To one są w naszej świadomości symbolem lat 80-tych. Ale i do nas coraz szerszym strumieniem zaczęły wówczas płynąć płyty kompaktowe. Na początku lat 90-tych pojawiały się wypożyczalnie płyt CD oraz przegrywalnie (z CD na kasetę CC). Pierwsza płyta CD trafiła do mojego domu w 1989, słuchałem jej na pożyczonym od kolegi "dyskofonie" Sony. Efekt musiał być oszałamiający, skoro namówiłem rodziców do zakupu własnego odtwarzacza. Wybór padł na model Fonica CDF-050, jedyny jaki był w ofercie szerokości zestawu "midi", który miałem już skompletowany. Kupiliśmy go chyba latem 1989 w sklepie przy ul. Rejtana. Był to sklep patronacki nieistniejącej już Fabryki Obwodów Drukowanych Toral w Toruniu (Dawniej Unitra Toral). Wiele płytek drukowanych na świecie dumnie nosi logo toruńskiej Unitry.
Wówczas jeszcze nie rozwinął się, poza bardzo drogim Pewexem, rynek sprzętu hifi. Pamiętam sklepy patronackie Sony i inne przy ul. Szerokiej, ale dopiero około 1992 roku. Wiadomo, okres transformacji. 
Tramwaj w Toruniu w 1990 roku, jadący do wypożyczalni płyt CD 'Gato'.

środa, 14 maja 2014

Fonica CDF-003R - przeróbki, część III: Wymiana kondensatorów

Tym razem bez zdjęć - uznałem że wstawianie zdjęć kondensatorów to sztuka dla sztuki. Ten etap przeróbek był bardzo prosty, chociaż nie bez wprowadzania pewnych modyfikacji układu.

W układzie wymienione zostały wszystkie kondensatory elektrolityczne (oryginalne Rubycon) na nowe kondensatory Nichicon serii KW. Tam gdzie było to możliwe (0,47 uF) elektrolit wymieniłem na MKP (czerwona WIMA). Zachowałem pojemność większości elektrolitów, jedynie w dwóch przypadkach ją zwiększając. Przypadki te to kondensatory odsprzęgające zasilanie dla wzmacniacza w.cz. w sekcji cyfrowej (tutaj 220 uF zamiast 47 uF) oraz zasilanie przetwornika DAC (tutaj 470 uF zamiast 100 uF). Dodatkowo te kondensatory filtrujące zbocznikowano czerwonymi WIMAmi 470 nF, w celu zapewnienia niższej impedancji do masy dla zakłóceń z linii zasilania. Dodatkowo czerwona WIMA zamontowana została na kondensatorze filtrującym zasilanie zaraz za stabilizatorem napięcia dodatniego oraz kondensatorach filtrujących zasilanie dla procesora sterującego oraz procesora DSP. Te dwa układy charakteryzują się może nie największym poborem prądu z zasilania, jednakże z uwagi na ich cyfrowy charakter pobór jest impulsowy co oznacza że wprowadzane są duże zakłócenia o charakterze cyfrowym (wysoka częstotliwość, wysoka amplituda).

Co pozostało? Niewiele z zaplanowanych rzeczy. Udało mi się zakupić szybkę-filtr, który pozwoli na zakrycie LEDowych wyświetlaczy. Zamontowanie jej to jedna rzecz, a konstrukcja analogowej części toru audio to druga z pozostałych czynności. O zewnętrznym torze audio więcej w następnej części.

wtorek, 6 maja 2014

Fonica CDF-003R - przeróbki, część II: zasilanie, tłumienie obudowy oraz kosmetyka.

Wreszcie dokończyłem kolejny etap przeróbek Fonici znajdującej się aktualnie w moim warsztacie. W tym etapie skupiłem się na dokończeniu modyfikacji toru zasilania oraz wyłożeniu całej obudowy matą bitumiczną w celu poprawienia tłumienia drgań. Aktualnie odtwarzacz prezentuje się następująco:


Prawie cała obudowa odtwarzacza - część dolna oraz tylna z pominięciem otworów wentylacyjnych - zostały wyklejone 2 mm masą bitumiczną. Znacznie poprawiło to sztywność obudowy i zwiększyło jej wagę, a także poprawiło tłumienie drgań, które mogłyby mechanicznie przenikać do napędu. Sam napęd także został wyklejony w górnej części matą, aby zwiększyć masę elementów bezpośredniego otoczenia odtwarzanego nośnika. Zwiększenie masy pozwoli wytłumić wibracje, które mogłyby utrudnić odczyt.



Sekcja zasilania po skończeniu modyfikacji na samym PCB zasilacza została wzbogacona o gniazdo IEC oraz filtr przeciwzakłóceniowy. Pozwala on usunąć z sieci zakłócenia RF, generowane bardzo często przez urządzenia wyposażone w zasilacze impulsowe. Dodatkowo kabelek łączący zasilacz z płytką z elektroniką odtwarzacza został wzbogacony o koralik ferrytowy, mający na celu finalną eliminacje zakłóceń w.cz. z linii zasilających.


W dalszej kolejności była wymiana wyświetlaczy LEDowych na froncie z zielonych na czerwone. Czysta kosmetyka, jednakże nie taka prosta. Dzisiejsze wyświetlacze nie pasują do tak starego sprzętu, ale na szczęście udało się na Allegro znaleźć kompatybilne wyświetlacze w kolorze czerwonym. Póki co wygląda to średnio, ponieważ oryginalne wyświetlacze miały zintegrowane zielone szybki - nowe tego nie mają, co oznacza iż koniecznie będzie jeszcze dołożenie jakiegoś filtra, kryjącego samą nieświecącą strukturę LEDów. Póki co prezentuje się to tak:



W kolejnym kroku prace skupią się stricte na części elektronicznej. W planach wymiana kondensatorów elektrolitycznych, odsprzęganie ich czerwonymi Wimami i konstrukcja zupełnie nowego toru audio - mam nadzieję że zupełnie pozbawionego pojemności. Czy to się uda? czas i możliwości korekcji offsetu op-ampów pokażą :).

niedziela, 20 kwietnia 2014

Fonica CDF-003R - przeróbki, część I: zasilacz

Dzisiaj zająłem się dopieszczeniem (w rozsądnych granicach) zasilacza tytułowego odtwarzacza. Jak pisałem poprzednio sekcja zasilająca jest w co najmniej fatalnym stanie. Winę za to ponoszą głównie mające już ca. 25 lat kondensatory elektrolityczne. Znajdujące się w zasilaczu elektrolity (2200 uF, Elwa) zostały wymienione na nowiutkie (6800 uF, Nichicon KW). Dobór kondensatorów nie był jakiś szczególny, gdyż cokolwiek firmowego byłoby lepsze niż obecne tam Elwy. Nichicony z serii KW wybrałem jako cieszące się dobrą opinią kondensatory do zastosowań w systemach audio. Dodatkowo kondensatory filtrujące zbocznikowane są czerwonymi Wima MKS (100nF), co powinno zapewnić mniejszą impedancję do potencjału masy dla szybkozmiennych sygnałów (mam tutaj na myśli głównie pobór mocy przez sekcję cyfrową). 

Zbocznikowane także miały zostać diody prostujące, jednakże zrezygnowałem z tego z uwagi na fakt iż filtracją zakłóceń radiowych zajmie się filtr sieciowy umieszczony po pierwotnej stronie transformatora. Jako diody prostujące wstawiłem szybkie diody SBYV27-200 Vishaya zamiast nieoznaczonych (pewnie seria 1N400X) diod umieszczonych tam przez producenta. 

Zasilacz (a w zasadzie modyfikowana sekcja po stronie wtórnej transformatora) wygląda teraz tak:


Swoją drogą, dzięki fotografowaniu powyższego układu miałem okazję przetestować ubogą wersję ubogiego rozwiązania (tak! wersja light wersji light) wykonania namiotu bezcieniowego z kartek papieru. W moim przypadku kartki były tylko dwie - jedna boczna i jedna żółta jako tło i jedna boczna lampa błyskowa (plus ring-flash na obiektywie). Zainteresowanych bardzo podstawowym 101 robienia zdjęć tego typu zapraszam do obejrzenia tego wspaniałego filmu: https://www.youtube.com/watch?v=grNDA6kiGqA. Jak tylko dokupię fotocelę do drugiej lampy to obiecuję poprawić jakość kolejnych fotek :-).

piątek, 18 kwietnia 2014

Fonica CDF-003R

Tytułowy odtwarzacz (dyskofon, hehe, gramofon cyfrowym hehehe) to jeden z niewielu produkowanych w Polsce odtwarzaczy CD na początku lat '90 (i w zasadzie w ogóle, bo później nie było już nic). Odtwarzacz z zewnątrz prezentuje się dosyć typowo:

Zdjęcie z internetu i dla CDF 002, ale w sumie niczym się one nie różnią...

Podobnie jak i w środku. Krótka inspekcja pokazuje nam iż zasadnicza część elektroniki jest gotowym, zachodnim importem. Wykorzystany w odtwarzaczu napęd to bardzo porządnie wykonany, metalowy napęd korzystający z lasera KSS-210A, a jego kontrolą zajmuje się klasyczny zestaw układów Sony, spotykany w wielu odtwarzaczach. Za dźwięk odpowiada tutaj DAC D6376 z filtrem wyjściowym opartym o wzmacniacz BA4560.


Nic ciekawego na pierwszy rzut oka nie widać. Przykuwa pomysłowe montowanie elementów SMD na dodatkowej płytce drukowanej. Schematu oczywiście nie posiadam, ale jest bardzo podobny do tego z CDF 001, który opublikowany był w którymś radioelektroniku. Musi wystarczyć.

Dlaczego o tym piszę? gdyż właśnie taki oto odtwarzacz trafił do mnie do warsztatu na 'tuning'. Zazwyczaj sceptycznie podchodziłem do takich zabiegów jednakże ten układ jest tego wart. Raz że to dosyć stara konstrukcja, dwa że robiona najpewniej bardziej 'budżetowo' niż inne z tej epoki a trzy że porządna konstrukcja napędu sugeruje iż układ ma całkiem spory potencjał. Najpierw - zapoznajmy się z obiektem. Aktualnie Odtwarzacz został troszkę rozebrany i wygląda teraz tak:


Co dalej? postanowiłem rozpocząć od opomiarowania odtwarzacza w możliwie szeroki sposób. Do tego celu wykorzystałem płytę YEDS-18 firmy Sony z przebiegami próbnymi oraz studyjnej karty (M-Audio Delta 1010-LT) dźwiękowej pod kontrolą Reapera. Dodatkowo 'obmacałem' krytyczne elementy układu oscyloskopem. Z tego wyciągnięte zostały następujące wnioski:

Słaba jakość filtracji zasilania

Po pierwsze - filtracja zasilania w zasilaczu jest chyba niedostateczna gdyż w układzie występuje znaczna zawartość składowej 50 Hz oraz 100 Hz w sygnale. Widać to i na widmie FFT sygnału testowego:


I w samym napięciu zasilającym - tętnienia na poziomie 10% są niedopuszczalne.


Winę za to ponoszę kondensatory, głównie te w zasilaczu, ale nie tylko. W zasilaczu znajdują się polskie Elwy, w module elektroniki Rubycony.

Przesłuch pomiędzy kanałami

Oto jak wygląda widmo FFT 'ciszy' gdy w drugim kanale leci... dokładnie - 10 kHz. Linia jest doskonale widoczna, a przesłuch to około -70 dB. Stanowczo można poprawić separację kanałów.


Przesłuch jest widoczny dla wszystkich czętotliwości sygnałów próbnych na płycie CD. Najpewniej jego źródłem jest bufor wyjściowy - sygnał przenika albo poprzez układ mutujący albo wręcz na wzmacniaczu operacyjnym. 

Szum

Jakkolwiek nie jest zbyt jaskrawo widoczny w FFT sygnału wyjściowego - noise floor obserwujemy na poziomie około -84 dB, to po analizie sygnałów oscyloskopem uwidacznia nam się niemały wkład szumu w potencjał masy.



Dodatkowy szum, wynoszący około 10 mV w masie, przy 5 V zasilania to aż -54 dB i tylko dzięki PSRR wzmacniaczy wyjściowych i przetwornika D/A nie ma tej sieczki na wyjściu. Co gorsze pochodzenie tej sieczki jest czysto cyfrowe - warto zwrócić uwagę na szumy przełączania (te piki w dół na oscylogramie) powtarzające się z częstotliwością około 8 MHz... brzmi znajomo? istotnie - zegar przetwornika pracuje w okolicy 16 MHz!

Analiza THD+N

Napisałem sobie na szybko (w LabView) programik analizujący 60 sekundowy przebieg 1 kHz (zgrany z płyty YEDS-18 poprzez analizowany odtwarzacz i kartę studyjną). Wnioski są bardzo ciekawe. THD+N układu to 2,5%@1 kHz, jednakże bardziej niepokojące jest co innego - z analizy FFT przebiegu wynika iż przebieg ma częstotliwość... 1003,5 Hz. Muszę zidentyfikować źródło tego odstrojenia (najpewniej niestrojący, siejący zegar kiepskiej jakości) i je skompensować.

Plany

Wymienione powyżej uwagi nie są wszystkimi możliwymi zastrzeżeniami, jakie do układu można odnaleźć. Wydaje mi się iż zaobserwowane problemy są tylko najbardziej jaskrawymi. W związku z tym do poprawy jest kilka rzeczy:

Po pierwsze - filtracja zasilania. Obecność 'cyfrowego' szumu w potencjale masy świadczy o zbyt wysokiej impedancji kondensatorów filtrujących, nie radzących sobie z kompensacją szybkozmiennych sygnałów. W związku z tym wszystkie kondensatory elektrolityczne zostaną wymienione na nowe (Nichicon KW, jak szaleć to szaleć) i dodatkowo równolegle 100 nF w celu zmniejszenia impedancji dla szybkozmiennych składowych. Dodatkowo, aby zlikwidować paskudny przydźwięk sieci w sygnale, pojemności w zasilaczu (2200 uF, Elwa) wymienione zostaną na nowe i większe (6800 uF, Nichicon KW).

Po drugie - cały tor analogowy, od wyjścia z przetwornika D/C do złącz RCA, zostanie zrealizowany na nowo.  Obok głównego układu, na dedykowanej płytce drukowanej, zrobiony zostanie układ dual-mono z filtrem w/g aplikacji producenta D/A (2-go rzędu low-pass na ca. 100 kHz). Oparty zostanie o lepszej jakości wzmacniacz operacyjny (OPA134, Burr-Brown) niż aktualnie, dodatkowo wyposażony w kompensacje offsetu. Plan jest taki aby zrealizować tor wyjściowy w ogóle bez pojemności w torze sygnałowym.

Po trzecie - wyklejenie matami bitumicznymi. Nie wiem jak to wpływa na dźwięk itp, ale jest częstym zabiegiem poprawiającym stabilność pracy napędu etc. Na pewno nie zaszkodzi,

Po czwarte - wymiana wyświetlaczy LED na czerwone. Kosmetyka, czemu nie ;-).

Co dalej? zobaczymy :-).

wtorek, 4 marca 2014

Robocza tunika - cotte, część II

Z okazji zakończenia trzeciego (z ośmiu) rozdziału doktoratu postanowiłem też zakończyć pewien etap innego projektu - obszywania się na XIII wiek. Na (kiepskich) zdjęciach poniżej aktualnie posiadany prawie wykończony komplecik - cotte, gacie i nogawice.

 \

Zestaw jest jeszcze niewykończony, pozostało podszycie tego i owego, ale widać już jak to wygląda. Jak na ciuchy robocze wyszło całkiem porządnie. Pozostaje tylko wykończyć pokazane na zdjęciach ciuszki. Kolejne rzeczy w planach - tunika z Moselund oraz wykończenie szuby i wszycie jej podszewki. W międzyczasie pewnie popełnię jakieś nakrycie głowy pasujące na XII/XIII wiek i inne fanty...

poniedziałek, 3 marca 2014

Tunik z Moselund - część I

W przerwach od pisania doktoratu zabrałem się za kolejny projekt - tunikę z Moselund, którą chcę używać jako surkot na XIII wiek, a także jako tunikę wierzchnią na wszelkie ewentualne wczesnośredniowieczne wyjazdy. Jako że chciałbym zrekonstruować ją możliwie najwierniej, rozpocząłem od rekonstrukcji i przeskalowania kroju na mój wzrost i inne wymiary. Wykrój w ogólności wygląda tak:

http://www.personal.utulsa.edu/~marc-carlson/cloth/moselund.html
W oryginale tunika ma 124 cm długości, co przy średnim wzroście ludzi we wczesnym średniowieczu wynoszącym około 166 cm (zaczerpnięte z http://diebgasse.blogspot.com/2013/11/wysokosc-ludzikow.html, pamiętać należy iż są to dane dla terenów dzisiejszej Polski) daje nam ubiór kończący się w połowie łydki, zatem zdecydowanie nisko. Niestety nie znalazłem danych dokładnie dotyczących nieboszczyka w tej tunice. Przy moim wzroście 188 cm tunika powinna mieć zatem długość wynoszącą, 1,4 m. Przy tych wymiarach szerokość tuniki to 126 cm plus boczne kliny (i od pasa także przedni i tylny. Wydaje się że oprócz zmian wynikających z wzrostu nie będą konieczne inne zmiany (np. dodatkowe poszerzenie ciucha).


W oryginale tunika uszyta jest z twillu (diagonalu) 2/1. Moja rekonstrukcja wykonana będzie z dosyć cienkiej wełny w jodełkę w splocie 1/1 o gęstości około 12 nici na centymetr. Wełenka pokazana powyżej. Jako że nie wiem nic na temat podszewki w tej tunice, a co więcej chcę jej używać jako tuniki zewnętrznej/surkotu nie planuję wszywać żadnej podszewki. Nic tylko kroić :-).

Po wykrojeniu pozostaje tylko wszystko zszyć, co jest już gorszym problemem. Dlaczego? otóż niestety nigdzie nie mogę znaleźć informacji o szwach, jakie wykorzystano do uszycia tej tuniki. Przeczytawszy trochę o rozmaitych szwach (głównie wczesnośredniowiecznych) - swoją drogą polecam ten krótki PDFik - http://nvg.org.au/documents/other/stitches.pdf - zdecydowałem się szyć wszystko, mimo jawnych przesłanek że może to nie być poprawne ściegiem za igłą. Większym problemem jest zaszywanie ściegów bo bardzo nie podoba mi się ich rozprasowywanie na płasko i przyszywanie po obu stronach. To już wyjdzie podczas szycia.

Ale póki co mam na głowie jeszcze skończenie poprzednich rzeczy - co nastąpi, mam nadzieję, niebawem :-)

poniedziałek, 3 lutego 2014

Postępy w pracy

W ramach przerw wpisaniu doktoratu miałem trochę czasu na zajęcie się kilkoma rzeczami. Po pierwsze podszyłem krawędzie cotte i wykończyłem dekolt. Wykończenie wyszło nadzwyczaj zacnie - proporcjonalnie do tego jak się z nim na mordowałem ;-). Krajka jest robiona na 12 tabliczkach z dosyć cienkiej wełny. Przyszyta jest, podobnie jak ta na rękawach wątkiem, z tą różnicą że tutaj lekko podwinąłem wykańczaną krawędź. Coraz bardziej mi się podoba taki sposób wykańczania brzegów, ale nie wyobrażam sobie robić tak na przykład dolnej krawędzi, mającej z 2 metry długości jak nie więcej ;-). 



Sprawiłem sobie też ostatnio nóż. Prosty wczesnośredniowieczny nóż. Postanowiłem wzbogacić trochę biedną pochwę noża w delikatne okucie wykonane z mosiądzu. Nie jest ono wzorowane na jakimkolwiek zabytku, jedynie na mojej skromnej wiedzy na temat zdobnictwa wczesnego średniowiecza.

W zasadzie to moje pierwsze podejście do tego typu zabaw (nie licząc zanitowania kilku ozdobnych odlewów do paska lub kaletki) więc oceniam że wyszło nie najgorzej. Dodam najpewniej jeszcze jakieś inne okucia do tej pochwy i pochwalę się całością.

 A doktorat... jakoś się pisze :-)

Robocza tunika - cotte, część I

Jedną z pierwszych rzeczy za które zabrałem się składając ubiór który mógłbym datować na XIII wiek jest prosta robocza tunika (cotte), która z założenia ma być ubiorem codziennym, przeznaczonym do praco obozowych i innych okazji nie wymagających prezencji ;-).

Postanowiłem nie zabierać się, póki co, do rekonstrukcji jakiejkolwiek konkretnej tuniki, a uszyć po prostu najprostszą tunikę typu I w/g Nockert, definiowaną jako:

"Ubranie składające się z jednej głównej części z której wykonany jest przód i tył, tj. bez szwów na ramionach. Kliny boczne wszyte od bioder w dół, przedni i tylny klin wszyty na tej samej wysokości po środku przedniej i tylnej części ubioru. Proste długie rękawy bez śladów sugerujących zaokrąglania lub podkroje, kończące się prosto. Kwadratowe kliny pod pachami"

Jako materiał do szycia wybrałem wełnę w kolorową kratkę w kolorach - głównie - bordowym i brązowym. Jest to typowy diagonal 2/1 o gęstości 13 nici/cm, czyli o parametrach bardzo dobrze mieszczących się w interesującym mnie okresie


Istnieje szereg zachowanych pasiastych i kraciastych tkanin średniowiecznych. Technologicznie nie było problemem tworzyć tego typu tkaniny, tym bardziej we wczesnym średniowieczu gdy, z tego co mi wiadomo, farbowano głównie runo lub przędzę, a nie gotowe tkaniny, jak czyniono to później. 

Zgodnie z podaną powyżej definicją skroiłem swoją tunikę, możliwie oszczędnie korzystając z zakupionego materiału. Tunika wyposażona będzie w cztery kliny, z czego jeden rozcięty (wynika to z wykroju i wygody) oraz w proste, dosyć dopasowane rękawy. Dekolt przyjmie kształt V, lecz o nim później. Długo zastanawiałem się nad rozcinaniem klinów przedniego i tylnego i postanowiłem pozostać przy podyktowanej materiałem opcji pozostawienia tylnej części nierozciętej. Za rozcięciami świadczą argumenty dotyczące jazdy konnej, część ikonografii oraz niektóre zachowane zabytki (np. tunika  Moselund). Z drugiej strony szyta przeze mnie tunika w żaden sposób nie jest przeznaczona do jazdy konnej, raczej do prac obozowych. W związku z tym skupiłem się na poszukiwaniach w zachowanej ikonografii przykładów tunik rozciętych tylko na przedzie. Wybrałem dwa przedstawienia:


Papież Leon IX przeprowadza egzorcyzm. 
Passionariusz(?), Weissenau XII w. (Aktualnie w Kolonii).
Pasterz. Biblia Maciejowskiego, ok 1250 roku.














Nie są to jedyne tego typu przedstawienia (np. w samej BM tunikę z jednym rozcięciem ma jeszcze Dawid zabijający Goliata). Stanowczo Czeęściej rozcięcie pojawia się z przodu, jeśli już pojawia się z tyłu to jest to wynik maniery rysowania, a nie tego gdzie się ono znajdowało na prawdę. Przywoływany tutaj Dawid zabijając Goliata ma rozcięcie na przedzie na dwóch przedstawieniach, które migruje na tył później. Zatem zostaje jedno na przedzie.

Tak wygląda tunika po przeszyciu szwów nośnych:




Szwy nośne zostały przeszyte szwem za igłą a następnie muszę obrzucić je na okrętkę. Wydaje mi się to najprostszym możliwym rozwiązaniem,której jednocześnie jest uzasadnione dostępnym materiałem archeologicznym (np. Haithabu/Hedeby). Dolna krawędź będzie dwukrotnie podwinięta i przyszyta wewnątrz (York). Natomiast krawędzie rękawów i dekoltu zostały wykończone krajką (Skjodelhamn, Evebo, Herjolfsnes, Londyn). Jest to dosyć proste i jednocześnie bardzo efektowne wykończenie (nawet jak ktoś nie potrafi posługiwać się tabliczkami tak jak ja):



Jako że  niespecjalnie umiem posługiwać się tabliczkami do krajek postanowiłem nie robić w tym miejscu żadnych fantazyjnych wzorów, jedynie zwykłe paseczki, podobnie jak w krajkach z Skjodelhamn (chyba najlepiej zadokumentowany zabytek tego typu). Użyłem zaledwie czterech tabliczek, nawleczonych ZSZS - dwie na czerwono, dwie na brązowo. Nie wiem czemu ale krajeczka utworzyła swoisty ściągacz wokół rękawa - być może za ciasno ją dobijałem podczas tkania. Nie powiem aby ten efekt mi się nie podobał, mam nadzieję że drugi rękaw wyjdzie tak samo ;-). Z kolei przy dekolcie chciałbym aby jednak tak nie było i aby krajka ułożyła się płasko, razem z materiałem... może się uda. Przy dekolcie prawdopodobnie dodam więcej tabliczek,

Do zrobienia zostało jeszcze sporo - wykończenie szwów nośnych, podszycie dolnej krawędzi oraz krajki na drugi rękaw i na dekolt. W zasadzie powinno to się udać przez kilka najbliższych dni, jak wszystko się powiedzie. W międzyczasie skroiłem i uszyłem sobie nogawice - wyszły jak wyszły, a w dodatku wykrój jest nie najlepszy (bo późniejszy niż XIII wieczny), więc pewnie sprawiać będę sobie kolejne. Tak czy inaczej niedługo pochwalę się bardziej kompletnym zdjęciem.

wtorek, 28 stycznia 2014

Farbowanie metodami naturalnymi - podejście wtóre.

W drugim podejściu użyłem aż 65 g ałunu i 30 g kamienia winnego. Zasadniczo a) odczynniki te są tańsze niż Krap, b) łatwiej się nimi operuje, c) chciałem sprawdzić czy tak kiepski kolor (w porównaniu do tego co ludzie pokazują) jest winą zbyt słabego bejcowania, tym bardziej że gołym okiem widać iż woda po farbowaniu jest czerwona, czyli została w niej alizaryna z Marzanny. Okazało się że nie do końca jest to prawda, a przynajmniej efekt końcowy wskazuje iż nie bejcowanie było przyczyną. Po drugim farbowaniu wełna wyszła jeszcze jaśniejsza niż za pierwszym razem.

Przyczyn mogło być kilka. Z jednej strony niepowodzenia upatruję w chemii, a dokładniej w pH roztworu barwiącego. Z drugiej strony krap był w materiałowych, ciasnych woreczkach co na pewno nie ułatwiło uwalniania barwnika z korzenia. 

Trop pH okazuje się dosyć rozsądny - wpadłem w pH-manię i pomierzyłem pH dosłownie wszystkiego. Wnioski okazują się bardzo ciekawe - po pierwsze pH mojej kąpieli barwiącej było na poziomie 4,5 (czyli kwaśne, a nie zasadowe, jakie powinno do barwienia krapem być); po drugie - bejca ma silnie kwaśne - równe około 2,5 - pH, co oznacza że dodawanie jej do barwienia nie jest najlepszym pomysłem. 

W kolejnym podejściu (trzecim) zastosowałem bejcę z 30 g ałunu i 15 g kamienia winnego. Wełnę bejcowałem podobnie jak poprzednio na ciepło. Grzałem ją około godziny, po tym czasie pH roztworu wzrosło z początkowego 2,5 do około 5. Oznacza to że wełna istotnie przyjęła chemikalia. Następnie po ostygnięciu przez noc przełożyłem wełnę do garnka z wodą i rozdrobnionym krapem - wrzuconym luzem, bez żadnych woreczków etc. pH tego roztworu podczas farbowania wahało się około 8, czyli było lekko zasadowe, tak jak miało być. Korygowałem je z użyciem NaOH - bardzo delikatnie, żeby dodać możliwie najmniej tego żrącego wodorotlenku. Kąpiel barwiącą wraz z wełną grzałem około 1,5 h po czym odstawiłem do ostygnięcia na kilka godzin.

Dokładniej - ponad 24 h na ostygnięcie i dalsze ewentualne chłonięcie barwnika oraz zamykanie przez wełnę łusek jak doradzono mi w komentarzach pod poprzednim postem. Po tym czasie wypłukałem motki i pozwoliłem wełnie ociec z nadmiaru wody. Po wstępnych oględzinach widać że kolor nie wygląda dużo lepiej niż za drugim razem - jasny rudy. Cóż - chemia; raz wychodzi a raz nie. Nie pierwszy raz się z tym stykam :-D.

Gwoli podsumowania - ca zabawę z farbowaniem marzanną uważam za udaną. Dzięki sprytnym manewrom udało mi się nie zużyć całego jej zapasu, więc będę kontynuował próby farbowania z kolejnymi nabytkami wełnianymi (a tych już trochę do mnie leci). Sama zabawa, mimo zakupu wszystkich chemikaliów i barwnika nie wychodzi wcale tak drogo i nie jest upierdliwa w kuchni. Kolejny plan - inne surowce barwiarskie - kora dębu i na wiosnę liście brzozy. No i oczywiście kolejne podejście do marzanny - wszystko od nowa i może wyjdzie piękniejsza czerwień.

A w międzyczasie szyje się cotte :-).

niedziela, 19 stycznia 2014

Farbowani metodami naturalnymi - pierwsze podejście.

Tak jak pisałem poprzednio zabrałem się dzisiaj za farbowanie wełny metodami naturalnymi. Na pierwszy ogień idą dwa motki - około 260 g - ręcznie przędzionej wełny o nieznanej proweniencji w kolorze kremowym. Jako materiał barwierski wybrałem prostą do kupienia marzannę barwierską która w teorii powinna dać bardzo ładne efekty.

Całą procedurę rozpocząłem od porządnego umycia wełny w letniej wodzie delikatnym detergentem. Letnia woda oznacza ciepłą wodę z kranu, delikatny detergent oznacza to co miałem pod ręką najdelikatniejszego - szampon dla niemowląt. Na oko wełna była już jakoś odtłuszczana, więc mycie nie zrobiło wielkiej różnicy, jednakże zgodnie z sztuką - została odtłuszczona.

Następnie przystąpiłem do bejcowania wełny roztworem ałunu (siarczan glinowo-potasowy) i kamienia winnego (wodorowinian potasu). Na zadaną ilość wełny użyłem 38 g ałunu i 13 g kamienia winnego. Daje to 15 g ałunu na 100 g wełny, co jest dosyć często polecaną wartością dla tego typu bejcy plus 1/3 tego kamienia winnego jako (opcjonalny) dodatek polepszający kolory. Wełnę zalałem w garnku zimną wodą z kranu, a naważkę ałunu i kamienia winnego zalałem ciepłą wodą z czajnika. Całość zmieszałem i zacząłem powoli podgrzewać aż do zauważenia pierwszych oznak wrzenia, tak aby móc zmniejszyć moc grzania. Dzięki temu wiem że roztwór na pewno przekroczył 70*C a jednocześnie nie wrze (co powodowałoby filcowanie wełny). Od momentu podgrzania wody odmierzyłem około 1 h, po którym wyłączyłem grzanie i pozwoliłem wełnie ostygnąć przez noc.

Równocześnie (a tak na prawdę wcześniej) przygotowałem kąpiel barwiącą. Do barwieni pierwszej porcji wełny użyłem 130 gramów drobno pociętego korzenia Krapu. Najpierw odmierzoną ilość zalałem wodą i pozwoliłem poleżeć przez kilka dni w temperaturze pokojowej. Następnie całą tą zupę podgrzałem trochę, tak aby nie przekroczyć 'magicznych' 70*C przy których uwalnia się z Marzanny brązowy barwnik. W ten sposób grzałem ją może około 15 minut. Po fakcie wydaje mi się że grzałem ją za krótko i nie uwolniłem całego barwnika. Po przygotowaniu kąpiel barwiącą przesączyłem przez kawałek lnu w celu odsączenia wszystkich elementów stałych i przelałem do butelki. W ten sposób przechowywałem ją ok 3 tygodni (chyba za długo). Odsączony Krap wysuszyłem i umieściłem

Osobno gotowałem Krap od właściwego barwienia ponieważ w aktualnej formie - drobno pociętych korzeni, zmieszałby się z wełną do stopnia uniemożliwiającego ich rozdzielenie. Kolejne farbowanie spróbuję zrealizować w jednym kroku, wrzucając Marzannę w lniane woreczki czy coś podobnego.

Wełnę w garnku zalałem kąpielą barwiącą i uzupełniłem wodą do ok 4.5 l. Roztwór ten podgrzałem, podobnie jak w przypadku bejcowania, do pierwszych oznak wrzenie i utrzymywałem w wysokiej temperaturze przez około 1 h sporadycznie mieszając. Po tym czasie pozwoliłem mu ostygnąć, a po ostygnięciu wypłukałem wełnę w roztworze wody z octem. Rezultaty farbowania na zdjęciu poniżej - na dole wełna pofarbowana, jeszcze trochę mokra, u góry wełna (jeszcze) przed opisanymi procedurami.


Podsumowując - zasadniczo udało się. Otrzymany kolor przypomina założony (zakładano uzyskanie jakiejś czerwieni), wełna nie uległa zniszczeniu a kuchnia po całym procesie nie wygląda gorzej niż po ugotowaniu obiadu. Z drugiej strony, muszę przyznać iż wełenka trochę się sfilcowała i mam nadzieję że to nie będzie problemem podczas przewijania jej z motka w kłębek. Kolor wydaje mi się niezbyt mocny, więc w kolejnej próbie postaram się zrobić wszystko bardziej ;-) użyję być może więcej korzenia krapu, gdyż w tym przypadku to jego mogło być po prostu za mało, chociaż woda po farbowaniu nadal była czerwonawa co oznacza że na pewno powinienem użyć mocniejszej bejcy, zwiększając ilość ałunu i wodorowinianu w roztworze.

Chciałbym gorąco podziękować Owce, która udzieliła mi niesamowicie szczegółowych porad odnośnie farbowani marzanną. Może kiedyś to przeczyta :).

A w międzyczasie, jak powyższe sobie zalegało w garnku skroiłem cotte z kraciastej wełny w typie I w/g Nockerta, ale o tym później, jak zszyję chociażby szwy nośne.

Plany?

Początek nowego roku to całkiem niezły moment na pewne podsumowania i snucie planów. W moim przypadku całkiem nieźle zbiega się to z wejściem w kolejny rok egzystencji, co daje podwójną motywację do podsumowań i planowania kolejnego czasu.

Rok 2014 będzie niezwykle istotny, żeby nie powiedzieć przełomowy. Jeśli uda się zrealizować wszystko co planuję to będzie bardzo dobrze. A co planuję?

1. Przede wszystkim - napisać doktorat. I obronić. W zasadzie za kilka dni moje studia doktoranckie wchodzą w fazę terminalną, więc pisanie doktoratu to, stanowczo, coś co powinienem robić. Na szczęście wszystkie zasadnicze rzeczy które są mi do niego potrzebne mam zgromadzone, co oznacza że nic tylko pisać...

2. Zrobić porządek w warsztacie. To bardzo dobry pomysł, zważywszy co wygenerowało się tam w ciągu ostatniego roku. Poza tym pozwoli mi to poukładać kilka projektów jeśli chodzi o ich stopień zaawansowania i nie tyko. No i przede wszystkim będzie to okazja pozbyć się ogromnej ilości złomu, który po prostu tam zalega i marnuje przestrzeń.

3.Skoro już zrobię porządek warto by było, to co pozostanie po oczyszczaniu pokoju, sensowniej poukładać. W tym celu zakupiłem stoliczki z IKEA, które 'przypadkowo' spełniają wymiarami wymagania RACK 19". Jako że mam trochę RACKowego sprzętu (więcej niż miejsca w szafie) pozwoli to odrobinę się ogarnąć.

4. Mam sporo planów związanych z rekonstrukcją historyczną, o której tutaj coraz więcej. Aktualnie rozpoczynam rekonstrukcję XIII wieku, co jest okazją do poszycia ogromnej ilości ciuchów i zgromadzenia innych rzeczy. Szczegóły na bieżąco :).

5. Mam też kilka planów związanych z realizacją sprzętu audio, jednakże o tym mówić będę dokładniej jak przyjdzie odpowiedni moment.

Bardzo skrótowo i pobieżnie :).

piątek, 17 stycznia 2014

Szuba cd.

Po prawie dwóch tygodniach udało mi się skończyć wykończenia w szubie - wszystko co trzeba zostało podwinięte, kołnierz i brzegi zostały podszyte kontrastową, czerwoną wełną. Potem tylko miesiąc zbierania się do napisania o tym i oto jestem.

Obszycia krawędzi zostały zrealizowane tak jak robi się to w dzisiejszych płaszczach (minus szew przechodzący przez całość, zamiast tego złapane są pojedyncze nitki obu warstw a nitka idzie 'w grubości' wełny). Kontrastowe podszycia wzorowane są na tym przedstawieniu:

Sokolnik i dziewczyna. Kafel piecowy, Salzburg 1501.
A sama szuba, założona na dublet, aktualnie wygląda tak:



Do zszycia i wszycia została jeszcze lniana podszewka (zalega jedynie skrojona z worków wojskowych), ale to trochę poczeka ponieważ teraz zmieniam kierunek i zabieram się za ciuchy na XIII wiek - na początek bielizna, nogawice i cote. Jak to skończę (albo w tzw międzyczasie) to wrócę do szuby i jej podszewki i je skończę. Póki co prawie poszyte mam gacie i jedną nogawicę.

W międzyczasie zabrałem się także za farbowanie wełny metodami historycznymi, jednak rezultatami pochwalę się jak wszystko będzie gotowe. Póki co kompletuje składniki i chemikalia. Być może w ten weekend uda się pofarbować pierwszy motek.